Właśnie taka złość mnie rozpiera na Młodego. Na siebie poniekąd także, bo dałam się sprowokować i powiedziałam - jesteś rozpuszczonym gówniarzem. Pluję sobie w brodę. Młody jest rozpuszczony - brzydko się odzywa, pyskuje i nie chce wykonywać poleceń. Chyba, że mnie już tak mocno rozeźli to wtedy się podporządkowuje. I nie uciekam od odpowiedzialności za ten stan. Tłumaczę siebie twierdząc, że jestem zabieganą mamą. Wiem, że to nie jest wytłumaczenie. Więc zaczynam pracę nad Młodym i nad sobą, by Młody nie wszedł na głowe za 5 lat, bo już zaczyna. Dziwne w tym wszystkim jest to, że w przedszkolu bardzo grzeczne dziecko, a w domu szatan. Nie wiem, czy inne mamy mnie poprą - podobają mi się rady Pani Doroty Zawadzkiej. Koniecznie muszę wrócić do jej książek. Jakoś trzeba popracować nad Młodocianym, no i nade mną. Ktoś by spytał, a gdzie w tym wszystkim tata. Tata zawsze ma dobre chęci, tylko z wytrwałością róźnie. U mnie także. Jednak cel ma charakter priorytetowy, więc trzeba wziąć byka za rogi.
A z nowości u nas to: jestem szczęśliwą posiadaczką zmywarki - wybrałam, zamówiłam, zapłaciłam. Mąż podłączył (jest jakieś niewielkie kapanie z zaworu z ziemną wodą, ale do okiełznania). Jeśli chodzi o sprawy zdrowotne - to wszyscy staliśmy się ofiarami wirusa grypowego, czyli wymioty, kaszel i katar i ogólne osłabienie. W tej kwestii debiut należał do męża w piątek. W poniedziałek dołączyłam ja i Młody. Ja musiałam się szybko pozbierać, bo Młody wymiotował, gorączkował itd. Już jest lepiej. Do wtorku włacznie jestem na zwolnieniu.