Nie wiem, czy to tylko u nas, w naszym kraju, rodzice nie chcą się angażować w sprawy klasy.
Na pierwszym zebraniu Pani wychowawczyni poprosiła osoby chętne do trójki klasowej.
Zapadła cisza - bardzo niezręczna. Pani - moderator tegoż spotkania - dodała, że nie chciałaby wyciągać rodziców "na siłę. Pomyślałam - no pięknie... To jest obraz zaangażowanych rodziców w klasie. Młody w niej debiutował, prawie cała klasa znała się już od roku (stratowali razem w zerówce).
Pomyślałam - byłam już dwa razy w trójce klasowej, poddam się próbie po raz trzeci. No więc zgłosiłam się na ochotnika, jeszcze jedna osoba zgłosiła się. Skarbnik został z poprzedniego roku. No więc od września piastuje stanowisko przewodniczącej. Funkcja dość absorbująca, gdy chce się coś zorganizować dzieciom, wesprzeć w działaniach przedsiębiorczą Panią wychowawczynię. Chwała jej za tą chęć działania.
Oczywiście rodzice mnie jakoś mile nie zaskoczyli. Wszystkim się wydaje, że jak jest trójka klasowa to ja nic nie muszę. Według mnie angażowanie się w sprawy klasy to środek do nawiązywania relacji z innymi rodzicami (garstką angażujących się), poznanie faktycznych problemów szkoły i możliwość wpływu na decyzje w niej podejmowane. Z drugiej strony mam cichą nadzieję, że Młody obserwując mnie może w przyszłości będzie angażował się w różne projekty.
Zamiast komentować i narzekać jak to jest źle weź się do roboty. Nawet mikrodziałania mogą odnieść skutek.
Ciekawi mnie, jacy są rodzice w innych krajach? Czy też tacy bierni jak w mojej klasie?
Dodam, że z przedszkola nie mam pozytywnych doświadczeń.
Gdy dotykam szyby przeszywa mnie zimno. Zimo już jesteś? Jaka szkoda... Choć już coraz bliżej wiosny...
Miłego weekendu.