Zdarza się, że moje roztargnienie sięga zenitu. W czwartek, jak zwykle, odbierałam po pracy Młodego z przedszkola. Mamy taką z Młodym nieformalną umowę, że coś słodkiego oraz zwykła bułka w torbie maminej musi się znaleźć. Ostatnio słodkości to ciasteczka owsiane, które znaleźliśmy w jednej z lokalnych cukierni. Pychota!
Ten dzień był jednak zupełnie inny. Nie usłyszałam od Młodego, że jest strasznie głodny, ale Pani powiedziała, że Młodego pod koniec dnia zaczął boleć brzuszek i kilkakrotnie odwiedzał toaletę. Więc szybciutko Młody się ubrał przy pomocy mamy, na hulajnogę i do domku. Ja jak zwykle objuczona jak wielbłąd - torba papierowa z moimi notatkami z angielskiego, Młodego pies pod pachą plus jego lego z instrukcją (które pasjami buduje ostatnio). Gdy wjeżdżaliśmy na nasze piętro windą zwróciłam uwagę, że nie mam torby!!! No więc znowu do przedszkola - Młody na hulajnodze, ja na własnych nogach, walczyliśmy z wiatrem i deszczem ze śniegiem. Dobrze, że przedszkole jest niedaleko od domku. Pani wychowawczyni już na mnie czekała.
A wczoraj to Młody był zupełnie roztargniony. Pozostawił swojego psa w przedszkolu na weekend....
Muszę się pochwalić, bo inaczej bym pękła. Młody w mijającym tygodniu miał bal przebierańców w przedszkolu. Z uwagi na fakt, że Młody jest mega samochodziarzem - na bal przebierańców zażyczył sobie - bycie autem terenowym. I masz tu babo placek.
Mało czasu miałam, bo dowiedziałam się o balu na tydzień przed balem. Ale od czego mam własną głowę, pomocnych znajomych i brak męża.
Efekt, prawie końcowy, był taki.
Mina Młodego bezcenna. Pękał z dumy. Współrealizatorki pomysłu też...
Jakie plany na weekend? ..................My - może sanki, łyżwy z pewnością.
No i planowanie ... za tydzień Młodego impreza urodzinowa w domu.
Jak my się pomieścimy? Jakoś po prostu....