Translate

sobota, października 16, 2010

Jak ptaszek w klatce

Tak się właśnie czuję. Tydzień cały siedzę w domu. Sama z Młodym. Od rana do godziny 20-21. We wtorek rano pojchałam na chwilę do pracy, no i w piątek. Musiałam. Dziś jest sobota. I znowu chłopa nie ma - sama. Wkurw maksymalny. Młody co chwilę coś ode mnie chce, w tej chwili poprosiłam go, by sam się pobawił. Muszę oddechu psychicznego złapać. Gotuję się w środku. Ręce zorane od mycia naczyń. Mimo braku fazy chyba jednak zdecyduję się na tą zmywarkę. Wszytko na mojej głowie. Bezsilana jestem - jeśli chodzi o kaszel i zapchany nos Młodego. Chyba alergia lub sprawy laryngologiczne. Larygnolog 3 listopada, alergolog jeszcze nie. Niech jeden obejrzy i zdecyduje. W poniedziałek idę do pracy, Młody do przedszkola - bo on jest zdrowy (oprócz zapchanego nosa i gęstego kaszlu rzadkiego - jak to lekarze mówią kaszel produktywny). Mąż do mnie - jutro możesz sobie wyjść. Tracę swoją niezależność. Silna i przebojowa jestem w pracy, nie w domu. Wiem, dlaczego kocham swoją pracę - bo tam mogę odżyć i być taka, jaka tak naprawdę jestem. Tonę...

7 komentarzy:

  1. Oj bidulko,chodź Cię utulę. Szkoda,że nie mieszkamy w jednym mieście,to byśmy se razem mogły wyjść na jakiegoś browarka ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. widzę, że lekko nerwowo się robi ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś ochłonęłam. W niedzielę wypadłam z domu. Z chłopem przeprowadziłam rozmowę i jakby lepiej mnie się zrobiło. Młody dziś został zaprowadzony do przedszkola przez tatę, jutro też. Także jakiś postęp...

    OdpowiedzUsuń
  4. aaa ..... no i usypiamy Młodego na zmiany. Od soboty. I jakoś idzie. Lecę spać. Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  5. czyli jednak co nieco bardziej rozwojowo wygląda sytuacja:)

    OdpowiedzUsuń
  6. No tak. Byle był rozwój, a nie stagnacja albo gorzej - pochyła. Tfu tego nie chciałam napiasać.

    OdpowiedzUsuń