Translate

wtorek, września 28, 2010

Jesiennie

Gotuję się w środku ze stresu. Mojej mamie wpadł kleszcz do oka. Uwierzycie??? Do oka. W sadzie. Myślała, że to ziemia lub kawałek suchego liścia . Oko ją bolało, więc w 4. dobie poszła na dyżur do szpitala. No i okazało się, że to kleszcz. Znieczulili oko dwukrotnie i jej tam gmerali. Dostała zastrzyk (nie wiem, chyba na odkleszczowe zapalenie opon mózgowych) - chyba, antybiotyk do oka i krople. W związku z tym, że mama miała kiedyś operację na oczy, dziś przyjeżdża do kliniki okulistycznej, do której kiedyś przyjeżdźała na wizyty kontrolne. Wczoraj z tego wszytkiego poczytałam o berolizie. Dwie osoby z mojego grona boreliozę mają po ugryzieniu kleszcza. Oby było dobrze.
A co z domowych wieści? Jestem na zwolnieniu od wczoraj do czwartku na Młodego - brzydko kaszle, bardzo gęsta wydzielina. A w pracy - w ostatni czwartek myślałam, że mnie rozniesie w środku. W poniedziałek (do środy włącznie) nie było mojej koleżanki -sekretarki - nie wiem, czy pamiętacie, że pisałam, że pierwszego dnia września br. u nas było wszystko pozamykane, bo koleżanka miała początek roku (córka 11 lat). Tym razem jej córka była chora - ja to rozumiem i nie miałam żadnego halo. W czwartek jednak koleżanka wraca do pracy z obciętymi włosami, frenczem na paznkociach plus jakieś kwiaty. Ku...a mać - pomyślałam sobie tak wygląda opiekować się chorym dzieckiem! A teraz ciąg dalszy - w poniedziałek zadzwoniłam do pracy i mówię, że dziś mnie nie będzie, bo Młody brzydko kaszle. Na to mój szef, że tejże koleżanki też nie ma (może będzie później), przysłała mu smsa i pyta się mnie, czy ja też smsa dostałam. Ja na to, że żadnego smsa nie dostałam. Po 10 ww. koleżanka dzwoni do mnie na komórkę i mówi ze zbolałym głosem, czy dużo pracy jest w pracy? (pomyślałam sobie - nie nic nie trzeba robić, szczególnie w tak obleganym sekretariacie). Ja na to, że mnie w pracy nie ma. Na to ona - aha no to cześć. Dziś do pracy zadzwoniłam, do szefa z info, że Młody ma siedzieć w domu do czwartku włącznie. Szef do mnie - szkoda. No ale koleżanka przyjechała na ketonalu, ale jest - dodał. Spytałam się o szefową, czy u niej wszystko ok i prosiłam, by szef ją pozdrowił. Szef na to, a koleżankę z sekretariatu też mam pozdrowić??? Ja na to - jak chcesz (jestem z szefem na ty). Pomyślałam sobie - ja chora z zatokami zawalonymi, ledwo mówiąca przychodzę, bo jest spotkanie dużego gremium ludzi z zewnątrz (podczas tego gremium mam swoje prezentacje, przygotowywuję logistycznie dodatkowo). A sekretariat niech robi sobie co chce.

8 komentarzy:

  1. No czarno na białym widać, że koleżanka leci w kulki tylko jakoś tak to już jest, że takim to zazwyczaj wiatr w plecy a nie w oczy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja. Ja jestem od wszyskiego w pracy i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie ma to jak dobry współpracownik...
    MLECZKOWA

    OdpowiedzUsuń
  4. W pracy trzeba być asertywną mimo miłej atmosfery.

    OdpowiedzUsuń
  5. o kurczę! super kulki normalnie...

    OdpowiedzUsuń
  6. szkoda nerwów ... niezła koleżanka ...

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiem, że ciężko to zrobić, ale nie poddawaj się i naucz się chociaż trochę asertywności, a przede wszystkim - myśl o sobie i swojej rodzinie, praca da radę ;-))

    OdpowiedzUsuń