Translate

środa, listopada 07, 2012

One day off

Znowu coś nas dopadło. 
A zapowiadał się spokojny, choć jak zwykle w biegu tydzień. 
W piątek odwiedziny małego brzdąca i mojej koleżanki z poprzedniej pracy. 
Wieczorem my udaliśmy się z wizytą.
W sobotę wyjazd do rodziny - moje ponad 100 km przejechane samodzielnie. 
Chłopaki zadowoleni. Siedzieli sobie z tyłu - czytali, grali i oczywiście się kłócili o gry.
W niedzielę Młody wymioty od 6 rano. 
A ja we wtorek wieczorem. i jeszcze ten okropny ból głowy. 
Ale teraz jest już wszystko pomału wraca do normy. 
Dziś razem z Młodym bąblujemy w domu. 
Budowanie mostów, dróg - do łask wróciła dawno zapomniana pasja Młodego.
 Ja snuję się bez sił. Przygotowałam obiad, obejrzałam wczorajszy odcinek "Prawo Agaty".


I tak sobie siedzę i składam puzzle chorobowe  - koleżanka z synkiem przeszli właśnie rota, męża też coś ścięło w sobotę. Czyli jednym słowem łyknęliśmy bakcyla...








6 komentarzy:

  1. Może to i dobrze, że ja w domu siedzę ;)) tylko czekać aż Kudłata coś przyniesie, tfu! tfu! ... pijcie dużo i nie dajcie się choróbskom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Zapałka. A Kudłata dzielnie się trzyma!

    OdpowiedzUsuń
  3. całe szczęście, że mnie te rota wirusy nie dopadają ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Młody jest w przedszkolu to wszystkie choroby przechodzimy - chłopaki i ja!

      Usuń
  4. oj tych wirusów to najbardziej nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Paskudztwo! My już chyba na te wirusy się uodporniliśmy trochę, bo po dniu przyjaźni z toaletą wracamy do formy. Taka dola przedszkolaka i jego rodziców!

    OdpowiedzUsuń