Translate

środa, lutego 02, 2011

Miała być kawa i co....

Kawy dziś nie było. Była, ale w pracy, jeszcze chlupałam zimną popołudniową porą. Do 18.30 zasiedziałam się wśród papierzysk, które zagruzowały moje biurko. Dałam jednak radę. Trochę się odkopałam, wszyscy na mnie czekali z zadaniami, wyzwaniami, problemami. Najważniejsze, że jak weszłam, to każdy o Młodego się pytał. No i jak Młody, jak Młody. Miło, że pytają. Z żadnych ust nie usłyszałam pretensji, że mnie nie było tydzień. Więc w takiej sytuacji dziękuję Bogu, że pracuję, gdzie pracuję. Natomiast jutro chyba będzie kawka. Zadnych nadgodzin. A co u Młodego? Przed wyjazdem powiedział, że jedzie na 400 dni do dziadków. Babcia, czyli moja własna ukochana mama, streściła mi, co i jak z Młodym przebywającym poza domem. Po pierwsze - do swojego domu się nie wybiera. Po drugie - babcia wspomniała mu, że u niej też jest przedszkole i może u nej chodzić. Na co Młody - czy w jej przedszkolu coś trzeba robić, tzn. zbierać zabawki, spać (to jest jego ogromny ból). Mama na to, że nic nie trzeba robić. Młody stwierdził, że on chce chodzić do takiego przedszkola. Prawdziwy facet - jak sie patrzy - z niego. A z mamą swoją - Smykolandią - nie chce rozmawiać. W końcu jeszcze się nagadamy... Ech czasami fajnie Młodego wysłać na banicję. Choć tęskno mi...

3 komentarze:

  1. wow no to się zebrało roboty :) a Młody niech korzysta z tego cud przedszkola ile może ...

    OdpowiedzUsuń
  2. ja bez wolnego dziś tak miałam, bo zechciało mi się zastępować dwie koleżanki naraz... ledwo żyję i polec z książką ;)
    zatęskni jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tęskno na pewno, ale jak sama piszesz czasem dobrze tak dziecko wysłać, zwłaszcza do mamy, z którą widać bardzo dobrze się bawi. Pozdrawiamy Aga i Danielek

    OdpowiedzUsuń