Wyciągnięcie Młodego z domu, w sobotę, graniczny z cudem.
Staje na tym, że mówię, że ja wychodzę.
No więc mus nie mus Młody się zbiera.
Nie ma wyjścia, zwykle w soboty męża nie ma.
Staje na tym, że mówię, że ja wychodzę.
No więc mus nie mus Młody się zbiera.
Nie ma wyjścia, zwykle w soboty męża nie ma.
Scenariusz się powtarza - opory przy wyjściu, a później radości nie ma końca.
Dziś było tak samo. Zimno, szaro i ponuro. Wiewiórki, kaczki nakarmione.
My także - gofry, rurki i gorąca czekolada.
My także - gofry, rurki i gorąca czekolada.
Szkoda tylko, że nie założyłam czapki. Chłodno było.
Udanej niedzieli.
U mnie jest znów odwrotnie, mała spędzała by całe dnie na dworze :)))
OdpowiedzUsuńmemoriems.blogspot.com
Mhm fajnie. Nie mogę wejść na Twojego bloga.
UsuńU nas tez odwrotnie, czasami marzylaby mi sie sobota w pizamie, ale Kudlata nosi okropnie ...
OdpowiedzUsuńMilego tygodnia :)
Może się wymienimy się dziećmi:-) wzajemnie.
Usuńjaka ładna wiewiórecka ;D
OdpowiedzUsuńNasza, z centralnej Polski...
Usuń