Prasowanie czeka mnie od dwóch tygodni, a mnie się nie chce. Obiecałam sobie, że jutro od rana prasuję do upadłego. No i chyba padnę przy desce. Jak nic. Chłopaki będą mnie ratować, bo w prasowaniu rąk pomocnych- chętnych brak. Wszyscy mają coś... Młody może wkroczy do pomocy ze swoim żelazkiem, jednak o pomocy dużego chłopka mogę zapomnieć. Remont u nas nie może się skończyć, tzn. szafa i szafka tv gotowe - prawie, to jeszcze jakieś kolumny trzeba powiesić, kable pochować. Jeszcze karnisz i zasłonka, może jakieś ramki ze zdjęciami. Trzeba koncepcyjnie pomyśleć.
W poniedziałek idę do pracy. Młody zostaje z tatą w domu. Przeziębiony i kaszle, jak cała jego grupa przedszkolna. W czwartek byłam na kiermaszu przetworów. Też zaniosłam swój przetwór, a raczej koleżanki z pracy. Przecież musimy mieć jaki wkład. Kiermasz ma na celu zebranie datków na przedszkole. Tym razem chodzi o zakup ksero.No więc ja przetwór zaniosłam i zakupiłam inny przetwór - ogóreczki kiszone - pychota.
Trzymajcie kciuki za prasowanko. Aaa - w następnym poście muszę Wam napisać, jak to pralka nam się zapchała... Działo się, jak zwykle.