Translate

niedziela, grudnia 05, 2010

Zimowe przemyślenia

Pięknie nas zasypało. Pięknie zza okna, gorzej jak gdzieś trzeba ruszyć w plener. Tak sobie dziś siedzę i myślę, że ten świat blogowy otworzył mi oczy na świat inny - wirtualny. Nie wiedziałam, że tutaj istnieją takie prawdziwe przyjaźnie (wielki przykład Polly Mleczkowa - chylę czoło). Gdy komuś jest źle może liczyć na dobre słowo, gdy sobie z czymś nie radzi może liczyć na pomoc drugiej osoby. A dołączyłam do do blogowego towarzystwa za sprawą Bovary, do której kiedyś przypadkowo trafiłam na bloga. Gdy w listopadzie tamtego roku wkroczyłam do świata blogowego jako obserwator, przygrzebałam się przez Wasze blogi (przepraszam, że czasami po sobie nie zostawiłam świadectwa) to mocno byłam zszokowana, jak głębokie są to przjaźnie. Długo się wahałam i zastanawiałam, czy dołączyć do grona blogowiczów. Obawiałam się, ze moja prywatność będzie naruszona, że ktoś znajomy tu dotrze i odkryje moje sekreciki. Wstępnie planowałam, by blog był dostępny tylko dla wybranych, jednak zrezygnowałam. I jestem tu od dobrych kilku miesięcy i dobrze mi z tym. Fajnie, że jesteście tutaj i ja jestem z Wami.
A co u mnie? Nie pisałam z tego powodu, że nic się nie dzieje. Wręcz przeciwnie. Młyn u mnie maksymalny. Zawodowo - jazdy w pracy na linii Szefostwo, które wkręca mnie we wszystko co można (i tu po ostrym sprzeciwie mojej osoby kierownictwo zrozumiało, że ja nie dam rady wszystkiego zrobić - oj długa i barwna historia na ten temat). Prywatnie - w chorobie od czwartku w pracy, w piątek zamknęłam drzwi ostatnia o 19.40. Od jutra na zwolnieniu do środy najbliższej włącznie. Grypicho ścięło moje gardło, moje kosteczki, moją głowę i to, co kobietom tylko przynależy. Teraz o niebo lepiej, choć słabizna ze mnie (tu zmęczenie i moja porażająca waga mają znaczenie). Ale do środy włącznie wygrzewam się. Młody dzielnie śmigał do przedszkola do środy - glut mega i złe samopoczucie zatrzymały go w domu na resztę tygodnia. Dzięki Bogu, że moja mama na kilka dni nas odwiedziała. Teraz Młody ma mega zielonego gluta (ach te barwy tęczy). W przedszkolu mieliśmy wspólne malowanie pierników i była okazja do porozmawiania z rodzicami. Okazało się, że wszystkie pierwszoroczniaki mega kaszlą, gluty do pasa itd. Nie tylko ja zmierzam się z tym tematem i to jest norma. Z mężem średnio (bawiąc się w zimno-gorąco), to zimno-ciepło. Jakoś wkruw mnie łapie. Na dodatek w piątek (o czym jeszcze mnie nie poinformował osobiście, dowiedziałam się od mojej mamy), jedzie na narty do Włoch na tydzień. Chciałabym w tym momencie zakląć i dokonać ustaleń z prawnikiem. Wolny weekend listopadowy z nami nie spędził - my u moich rodziców, a on tu i doprosił sobie na jeden wieczór kolegów - bo do nas mu nie chciało się jechać, bo był zmęczony. Stosunki mąż-żona wypaliły się doszczętnie. Nie chce mi się z nim rozmawiać, chce być miły na siłę. Mam dość. Jest Młody - to wiem bezprzecznie. I dzięki niemu to się jeszcze tli.

2 komentarze:

  1. Smykolandia - nie wiem co powiedzieć..
    mam nadzieję, że nigdy mnie nie spotka zimno - ciepło :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Basja tak jest. Ja teraz jestem w pozycji na nie - zmęczona jestem tym wszystkim.

    OdpowiedzUsuń